Moje poglądy są moje. To, czy jem gluten, czy go nie jem, czy wierzę w Boga, czy w niego nie wierzę. Co sądzę o klimacie i covidzie, co mówię tylko bliskim, a o czym głoszę wszystkim, którzy chcą słuchać. Jak traktuję swoje dzieci, jakie nawiązuję relacje, o której chodzę spać. Tak długo, jak nie krzywdzę innych, to są MOJE WYBORY. Mogę o nich porozmawiać, jeżeli pragniesz rozmowy, jeżeli jesteś ciekawa.
Zauważyłam, że czasem trudno jest różnić się od innych, szczególnie gdy pierwszy raz w czymś odstajemy. Przechodzimy na wegetarianizm, zaczynamy nietypową pracę lub jesteśmy w związku bez ślubu, olaboga. Środowisko stawia opór, po pierwsze epatuje podwójnie dotychczasowymi standardami, a po drugie jest pełne pytań – dlaczego?
Pół biedy, jak ktoś pyta z ciekawości i co najwyżej wzruszy ramionami na nasze wyjaśnienia. Gorzej, gdy postanawia nas nawrócić, przekonać, że nasze przemyślane decyzje są do bani, bo „od zawsze tak było, bo sobie nie poradzisz, bo to chyba niezdrowe, bo przecież są dzieci”. Powiem Ci teraz, dlaczego tak jest.
Po pierwsze: ludzie mówią o swoich lękach, o tym, co ICH ogranicza, martwi, przeraża.
Na kilku przykładach:
Wyobraź sobie osobę, która nie ma gdzie mieszkać, straciła swój majątek na skutek nieprzemyślanych decyzji biznesowych. Jeżeli powiesz jej, że przechodzisz z bezpiecznego miejsca pracy w urzędzie czy szkole na własną działalność, być może będzie Cię przed tym przestrzegać, bo widzi w tym zagrożenie, drogę wiodącą ku klęsce.
Są osoby, które miały fatalne relacje z teściami, całkiem sporo, sadząc po ilości dowcipów. Jak zareagują, gdy powiesz, że właśnie postanowiłaś zamieszkać z rodzicami czy teściami? Być może będą chcieli zaciągnąć Cię do egzorcysty, by ten wypędził złego ducha, które podszeptuje Ci takie pomysły 🙂
Są osoby, które boją się zmian jako takich, w wyniku traum z dzieciństwa, cech charakteru, potrzeby odpoczynku w danym momencie, dla nich zmiana jest zbyteczna. Zmian boją też ludzie, którzy widzą świat jako zagrożenie, nastawieni są na walkę z nim, a nie poznawanie, więc jeżeli dobrze Ci życzą, to chcą Cię przed tym zagrożeniem uchować.
Po drugie: nasz mózg nie lubi zmian, traktuje je jako wysiłek, zagrożenie.
Czasem same bojkotujemy nasze pomysły, mimo że świadomie uznajemy je za dobre. To nasz mózg, jego podświadoma część, chroni nas przed zmianami, które odbiera jako dodatkowe obciążenie. Podobnie mogą reagować ludzie z naszego środowiska. Widzą, jak Twoje wybory mogą wpłynąć na ich życie, a oni nie chcą zmian, boją się ich. Wtedy zawsze można usiąść, porozmawiać, spróbować rozwiać lęki, jeżeli zależy nam na byciu zrozumianymi przez innych.
Po trzecie i najważniejsze: nasze decyzje mogą budzić w innych wyrzuty sumienia,
żale do siebie o niespełnione marzenia, mogą obudzić wspomnienia, że ktoś chciał żyć inaczej, po swojemu. Osoby, które nie wiedzą do końca, co nimi kieruje, będą reagowały wrogo, niechętnie wobec decyzji innych, które ich osobiście, ja by się wydawało, nie dotyczą. A jednak. Najczęściej w innych drażnią nas rzeczy, które uświadamiają nam nasze problemy. Ukryty żal, że się nie spróbowało. Smutek, że nie mamy takich samych możliwości. Poczucie winy, że nie postępowaliśmy tak, jak byśmy chcieli. Zamiast się temu przyjrzeć łatwiej jest to wszystko rzucić w stronę drugiej osoby, twierdząc, że głupio robi, że w głowie jej się poprzewracało, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Widzisz teraz, że Twoje wybory są Twoje. A wybory Twojego rodzica/kolegi/dziecka – są jego. Reakcja na nie też wypływa z nas. Podkreślę raz jeszcze, jeżeli nie robisz nikomu krzywdy, śmiało żyj po swojemu.
Moje poglądy nie są przeciwko Twoim. Nie są po to, by Twoje umniejszać ani by Twoje uzasadniać. One tak naprawdę dotyczą MNIE. Moich potrzeb, moich doświadczeń, być może moich lęków i marzeń. Nie atakują Ciebie. Te zdania można powtarzać jak mantrę, jeżeli tylko chcesz.
Czy mając tę wiedzę tę świadomość, jestem oazą spokoju i szemraniem strumienia dla mojego otoczenia?
Czy to znaczy, że nikt mnie nie drażni czy nie irytuje?
No niestety nie 🙂 Irytuje mnie całkiem spore stadko. Ci, którzy myślą inaczej niż ja i chcą mi swoje myślenie nie tyle przedstawić, co narzucić, ci, którzy przekraczają moje granice albo próbują zakrzyczeć, jak, nie przymierzając, jedna pani w sklepie 🙂 Wkurzają mnie całkiem niewinni ludzie, jeśli moje pokłady cierpliwości i sił są na granicy lub hen za nią, no ale to już moja odpowiedzialność. Przypominam sobie wtedy: hej, szanuj swoje granice, dbaj o siebie, szanuj innych. TY podejmuj swoje własne decyzje – świadome, dla siebie, nie przeciw komuś.
Podejście to, dające tak dużo wolności, znałam do tej pory raczej z drugiej strony, tłumacząc sobie zachowania innych, które nie miały tak naprawdę być wymierzone we mnie lub działać dla mnie, a po prostu spełniać potrzeby osób, które tak chętnie analizowałam.
Pomyślałam, że byłoby dobrze wyjść z tym przekazem w drugą stronę. Dać innym, tak na tacy, trochę luzu i spokoju. Powiedzieć wprost: uważam, że jesteś okej, szczególnie wtedy, gdy się różnimy. Spuścić tyle napięcia, ile się da. Powodzenia.
Karolina Krawczyk
Coaching rodzicielski i kobiecy
Pomogę Ci odnaleźć się w Twoich życiowych rolach i czerpać z nich zasłużoną satysfakcję. Na Twoich warunkach.
Świetny tekst! Bycie sobą i życie po swojemu często bywa trudne i niezrozumiałe dla innych. Ale nasze życie to nasza sprawa i nikt za nas go nie przeżyje. Warto posłuchać rad innych, zwłaszcza mądrych, dojrzałych ludzi, ale to, co sprawdza się u innych nie musi sprawdzić się u nas. Osobiście unikam ludzi, którzy na siłę chcą wpływać na moje decyzje i wybory. Żyję po swojemu i dobrze mi z tym, a inni niech myślą, co chcą, a najlepiej niech zajmą się swoim własnym życiem! Dzięki za artykuł.
Cieszę się, że masz swoją drogę❤