Będzie o przyjaźni. O jej końcu. Mój drugi w życiu artykuł poświęciłam przyjaźni, gloryfikując ją, teraz pora z drugiej strony.
Kto nie oglądał serialu Friends, niech zostawi wszystko, pochłonie, choć sezon pierwszy, by na ekranie zobaczyć utopijną wizję przyjaźni i powróci do czytania artykułu jutro. Jak sądzę, 99% czytelniczek ze mną jednak zostało i przywołała w myślach tytułową piosenkę, od której zaczęłam tytuł tego artykułu. Piszę, bo nowe/stare doświadczenie mnie dopadło i zassało.

Dotarło do mnie, że tracę przyjaźń

Tak po prostu, choć miało być inaczej. Rozwodu jeszcze z przyjaciółką nie mamy, ale separacja to już chyba w pełni. Boli podwójnie, bo ja oswajam się powoli, bardzo powoli, tak latami w sumie. Słowa na P używam do ludzi, których na palcach jednej dłoni da się policzyć. Nie, że taka samotna jestem:), ale ta relacja to u mnie jak miłość, wyjątkowa i rzadka, no nie każda znajoma czy koleżanka jest mi psiapsiółką. A tu bęc, czuję się jak nastolatka która podejrzewa, że chłopak to jej chyba nie kocha. Albo kocha, ale tak na 9 miejscu i za wiele nie zaryzykuje dla tej znajomości. Trochę się gryzłam, trochę pożebrałam o to co bym chciała, teraz się złoszczę

Dotarło do mnie ze zdwojoną siłą, że najłatwiej nam zrezygnować z siebie, ze swoich pasji i o zgrozo z przyjaźni. I to nie tylko moja bliska znajoma tak postępuje, ja mam tak samo. Dla poczucia, że jestem potrzebna, z powodu poczucia winy, bo nie wpisuję się w idealny obrazek matki Polki, cudnej żony albo też i pełnej samoświadomości kobiety, która śmiga w świecie wartości, wie co dobre, właściwe, co trzeba uciąć, a co pielęgnować.

I co?

Biegniemy tak, załatwiając tysiąc spraw drobnych, a te ważne upychamy pomiędzy nimi, ale częściej to się nie udaje. Covid miał nas nauczyć uważności, skupienia na relacjach, a przyprawił nas o depresje, kolejną gównoburzę o powrót do szkół i nauczycieli, i stos teorii spiskowych. Nie wiem, czy chodzicie na jogę, biegacie po lesie czy robicie cokolwiek inaczej niż przed Covidem
Nie nauczy nas nic z zewnątrz, żadne warunki nas nie zmienią o 180 stopni, mogą dawać szansę, ale na koniec i tak zawsze zostajemy my. Z naszymi ograniczeniami, programami, smutkami i szczęściami.
Rezygnujemy z naszych wartości, uważamy, że decyzja podjęta przez kogoś jest sensowniejsza, problem dzieci istotniejszy, niż nasza kawa ze znajomą.

To już? Z tego się Ty składasz? Ale serio tylko z tego?

Nie namawiam tutaj do egoizmu, cudnie, jeżeli potrafisz zauważyć potrzebę bliskiej Ci osoby i wspomóc ja, ale jeżeli robisz to notorycznie i kosztem swoich relacji, swojego czasu i potrzeb to już jest przegięcie. A jak to wygląda na co dzień? Większość z nas na pytanie, co u nich słuchać kończą wypowiedź opowiadając o swoim partnerze czy dzieciach.

Kiedy naładujesz baterie? No i jak długo inne osoby będą na Ciebie czekać? Mogę być 9 w kolejce u mojej znajomej, są kryzysy, potrzeba wsparcia, ale nie przez 100% czasu naszej znajomości. No to się złoszczę, że tak jest. Wściekam nawet

Sama się wykończę. Nie koniec przyjaźni, nie Covid.(oby:)

Podobno powinniśmy być cierpliwi, a najbardziej w stosunku do siebie samych, bo dla siebie jesteśmy największym ciężarem.Ja chwilowo postanowiłam, że to wszystko nie moja wina:)
Próbuje obwiniać o ten koniec drugą stronę, zamiast podziękować za to co było. Z szacunkiem dla siebie i dla niej. I że genialnie, że to znajomość pojawiła się, kiedy byłyśmy na to obie gotowe.

Nie przyjmuję do wiadomości, że się zmieniamy.

A zmieniamy. Starzejmy. Albo ładniej mówiąc, zdobywamy doświadczenie. Czasem łącza nas pasję, czasem podobna sytuacja życiowa, dzieci w szkole, wspólna praca, studia, a potem ktoś przeskakuje na inny etap, stają przed nim nowe wyzwania, zmiana wartości, czasem codzienność i tyle.
Zmieniają się nasze potrzeby, wartości, więc i inni ludzi będą nam dalej towarzyszyć.

Akceptacja nie jest łatwa.

A ja się opieram, przez wzgląd na wspomnienia, bo wbrew pozorom to nikt nie lubi zmian, nawet ja, choć jestem gotowa przeprowadzać się co roku gdzie indziej. Opieram się poczuciu pustki i zamiast skupić na rzeczywistości, karmię moje kompleksy, że nie jestem ważna, wystarczająco dobra, dokładam sobie i innym. Lubię analizować i układać w głowie różne scenariusze, zamiast po prostu odczuwać i przestać wisieć na innych, uzależniać swoje emocje od ich postępowania. Analizuję bez końca niedobre chwile, nakręcam się doszukując znaków, że tak ma być.
Umiejętności w umniejszaniu level master.

Na szczęście znam też inne sztuczki.

Jak już posiedzę w tym moim bagienku i smuteczkach, wywalę cały lekko żenujący brud na zewnątrz, to wracam do siebie. I staję cierpliwa wobec siebie i innych. Wracam do tej siebie, która przypomina sobie o dystansie, pasji, drobiazgach codzienności, o tym, co jej służy i już mi nie jest lepiej, tylko po prostu dobrze. Do ludzi, którzy mnie znają i znoszą nawet w dołkach. Dbam o siebie i swój czas, dziękuje za tamtą przyjaźń. Pozdrawiam.

Karolina Krawczyk

Karolina Krawczyk

Coaching rodzicielski i kobiecy

Pomogę Ci odnaleźć się w Twoich życiowych rolach i czerpać z nich zasłużoną satysfakcję. Na Twoich warunkach.