Nieuprasowana koszula to wina żony – coś w ten deseń usłyszałam w opowieści jednej z moich koleżanek. Zdębiałam. Na ogrom swoich win, który wtedy do mnie dotarł, nie miałam ciętej odpowiedzi. Dzisiaj już wiem, że to brak ugruntowanych za dziecka cnót niewieścich.

Poprzesadzajmy trochę.

Cnoty niewieście rozlały się po polskim Internecie i nie tylko. Ale wiadomo, że po polskim najbardziej, bo polskie uniwersytety są dla Polaków, tak jak i polskie memy. Nie mogę, sama nie wiem, czy płakać, czy śmiać się, więc popiszę do Was. Kiedy wypowiedź doradcy ministra edukacji, pana Skrzydlewskiego, dotarła do mnie, po chwili zastanowienia uznałam, że nie znam żadnych cnót niewieścich. Takie ogólne, jak miłosierdzie, dobro, odwaga, mogłam wymienić, ale nie umiałam dopasować do nich jednoznacznie końcówek tylko żeńskich bądź męskich, więc pobiegłam po pomoc. Internet nie pomógł. Wróciłam więc do rozmowy z panem Skrzydlewskim i poszukałam tam odpowiedzi na dręczące mnie pytanie. Ponieważ była to rozmowa z doradcą ministra edukacji, to oczywiście wyjaśnienie tam znalazłam, nie tak żeby kawa na ławę, ale przy tej dostępnej dla kobiety odrobinie inteligencji (coby dzieci urodzić i nie zagłodzić) dałam radę rozkminić. Na zasadzie przeciwieństw cnót nadobnych doradca wymienił duchowe zepsucie kobiety polegające na rozbudzeniu pychy, próżności, egocentryzmu i zainteresowania wyłącznie sobą. Tak więc należy kobiety nauczyć ponownie: skromności, skupienia się na innych, akceptacji zastanego stanu czy systemu, i to wszystko w ramach gruntowania cnót niewieścich. Zepsucie duchowe, odkryte przez nasze władze, leczone będzie nigdzie indziej, tylko w szkole, w ramach edukacji państwowej, tej niereligijnej i nieideologicznej – bo przecież państwowej. Rewelacja – już się cieszę, podwójnie nawet, jako matka i nauczycielka, by tak rzec: nóżkami (skromnie zaciśniętymi razem) przebieram.

Skąd pomysł taki się narodził? Co było jego zarzewiem? Strajk. Nie inaczej, Strajk Kobiet jest tu źródłem. Zarzewiem była ogólnopolska akcja kobiet – i nie tylko kobiet – w której poziom złości i sprzeciwu wobec tego, co i jak dzieje się w naszej polityce, wzmocniony został latami życia w niesprawiedliwym, niemającym uzasadnienia i upokarzającym patriarchacie.

Czy zgadzam się ze wszystkimi okrzykami wznoszonymi w trakcie marszu kobiet? Nie, nie zgadzam się ze wszystkimi. Czy zgadzam się z większością postulatów? Tak. Kto je czytał?

Nie zgadzam się na zaglądanie do mojego łóżka, sumienia, zupy i… na indoktrynację moich dzieci i traktowanie mnie jak idiotki, która nie wie, co jest dobre, a co złe. Nie tędy droga do budowania odpowiedzialności w społeczeństwie – w społeczeństwie właśnie, a nie wśród niewiast samych. I tak to kobiety odkryły, że mają głos, testują go i sprawdzają. Tak normalnie, bez pardonu. Bez zastanawiania się, czy kobiecie wypada. I tak powinno być.

Powinniśmy zastanowić się, czy człowiekowi wypada. I tyle.

Wracając do tematu. Nie wstydzę się za niewyprasowane koszule męża, nie wstydzę się za zachowanie moich najbliższych, nie wstydzę się, gdy ktoś mówi, że nie lubię kwiatów, bo trzeba o nie dbać. Bo to prawda, co w tym dziwnego? Dlaczego mam się wstydzić za ludzi dorosłych? Zakładając, że nie zmanipulowałam ich, nie naćpałam czy spiłam potajemnie bez ich wiedzy – jaki mam na nich wpływ?

Kojarzycie pewnie te żony ciągnące mężów za rękaw i mówiące na imprezie „nie pij, zachowuj się jakoś, co ty robisz?”. One ewidentnie się wstydzą. Wstydzą się mężów czy za mężów? Zachowują się jak ich matki, sztorcują, próbują przywołać do porządku, czyli do wizji dżentelmena, a panowie zachowują się jak ich dzieci, ukradkiem piją, opowiadają sprośne żarty niby szeptem. Taka zabawa. Dziwiły mnie zawsze takie sytuacje, ale w końcu zrozumiałam. W sytuacji, gdy przejmujemy, zupełnie niepotrzebnie, odpowiedzialność i czujemy wstyd za kogoś, to jest to sytuacja, w której po prostu nie chcemy być, czujemy się niekomfortowo i najchętniej uciekłybyśmy z niej w podskokach. I to jest właśnie sposób. Należy wyjść. Odejść, zostawić człowieka i jego domniemany wstyd właśnie jemu.

Czasem mam wrażenie, że wstyd uznawany jest za cnotę niewieścią i że od kobiet się go wręcz oczekuje. Oczekuje się poczucia zażenowania własną nieudolnością czy bezczelnością, ambicją lub jej brakiem. Tak jak z hasłem: „na coś w końcu trzeba umrzeć”, powtarzamy równie głupio „ty to się chyba boga nie boisz” tudzież „ty się niczego nie wstydzisz”.

Nie wstydzę się za polski rząd. Ani za polski Kościół, ani za opozycję. Nie wstydzę się za nauczycieli, za lekarzy, nie wstydzę się w imieniu rodziców.

Czy wstydzę się za własne dzieci?

Są po prostu nieprzeciętne i niesamowite, więc nie mam okazji. Poważnie jednak mówiąc, to nie mogę wstydzić się za dzieci. I tu dochodzimy do sedna sprawy, „wstydzić” mogę się jedynie za siebie; albo dokładniej – mogę się czuć odpowiedzialna za swoje zachowanie. Efekty mojego zachowania mogą mi się podobać lub nie. To, że jestem w takim, a nie innym miejscu, może być dla mnie okej albo urągające. W odniesieniu do moich dzieci jestem odpowiedzialna za opiekę i wychowanie ich, w odniesieniu do rządu – za mój głos w wyborach, w odniesieniu do nauczycieli – za moją pracę i tak dalej. A o zakresie odpowiedzialności, co jest moje, a co nie, już było. I pewnie jeszcze nieraz będzie. Zapraszam. Zresztą co daje nam wstyd i zawstydzanie siebie czy innych?

Poczucie winy, przygnębienie, frustrację i zniechęcenie. Nic, co warto byłoby zapraszać celowo do życia.

Karolina

Karolina Krawczyk

Karolina Krawczyk

Coaching rodzicielski i kobiecy

Pomogę Ci odnaleźć się w Twoich życiowych rolach i czerpać z nich zasłużoną satysfakcję. Na Twoich warunkach.