Jeszcze wczoraj szalał na deskorolce, a dzisiaj boi się, że rozbije kolano, wchodząc na murek?
Pyskuje mamie, a boi się wymyślonego pana mieszkającego w szafie? Nierealnie, bezpodstawnie i
tak od czapy reaguje na nasze polecenia lub nie reaguje wcale?

Patrzymy na nasze dziecko i zastanawiamy się, czy nam je ktoś podmienił, czy też może wydarzyło
się coś strasznego, o czym nie wiemy. Biegnę uspokoić, w większości wypadków nie chodzi o
żadne z powyższych. Kosmici nie zrobili prania mózgu, a szkoła nie zniszczyła pieczołowicie
budowanej, także przez nas, rodziców, pewności siebie.

To normalne. Tak samo jak bunt nastolatka, i dwulatka, i sześciolatka, i…

Fakt, że to normalne, nie znaczy, że sytuacja nas trochę nie przeraża czy nie przerasta. Zatem słów
kilka o tym, co jest w normie dla sześcio- i siedmiolatka. Dla otuchy serc rodziców zerówkowiczów
i podpowiedzenia, jak w tym czasie wspierać dzieci w rozwoju.
W wieku pięciu i pół, sześciu lat dziecko staje się dla siebie najważniejsze. Chce być naj,
najbardziej chwalone, najszybsze, najmądrzejsze, po prostu najlepsze. Matka po raz pierwszy spada
z piedestału i odzyskuje często trochę więcej ze swojego życia. Jednocześnie dziecko chce o sobie
decydować i słowo nie, znane nam z buntu dwulatka, wraca ze zdwojoną siła. Dziecko staje się
„krnąbrne”, egocentryczne.

Jak reagować na ciągłe odmowy, słowo „nie” wypowiadane jeszcze przed naszą prośbą?

Skutecznie
🙂 W tym wypadku – spokojem i trochę podstępem. Cała zabawa polega na tym, że jeżeli nie
zareagujemy krzykiem na pierwszy odgłos sprzeciwu, jest spora szansa, że dziecko po chwili uzna
pomysł za swój i chętnie go zrealizuje. Możemy też przebiegle zapytać: „Ciekawe, czy potrafisz
zrobić coś takiego?”, „Czy możesz mi pokazać, jak to robisz?”. U mnie działa w 90%. W
pozostałych 10%…, no cóż, 90% to świetny wynik 🙂 Są też pozytywy, pisałam już, że dziecko jest
na tyle dojrzałe, że po raz pierwszy odkleja się od mamy, jest przebojowe, uparte i chętne, by
poznawać świat. Jest gotowe na nowe przygody i umiejętności, co nie znaczy, że jego życie jest
beztroskie. Dziecko w tym wieku może bać się, że ktoś schował się pod łóżkiem, mieć lęki
przestrzenne – boi się zgubić, może bać się wizyt w lesie, dziecko może bać się samo zostać w
pokoju czy samodzielnie zasypiać. Typowa jest też obawa przed światem nadprzyrodzonym –
wiedźmami, duchami. Ogólnie dziecko boi się rzeczy, które nam, dorosłym, jawią się jako
nierzeczywiste i niegroźne. Stąd czasami łatwość, z jaką przychodzi nam czasem lekceważenie i
ignorowanie ich lęków, a w konsekwencji zostawianie ich samych sobie w tych trudnych chwilach.

Co więc robić, gdy dziecko się boi?

Wysłuchać o jego lęku, zrozumieć go.
Pamiętać, że to tymczasowe i minie.

Pozwolić na unikanie sytuacji wywołujących lęk – oczywiście w ramach rozsądku.
Niwelować lęk przed trudnymi sytuacjami małymi krokami.

Siedmiolatek. Często jeszcze chodzi do zerówki lub już do pierwszej klasy. Z rozbrykanego smyka
przerodzić może się w znużonego życiem starca lub coś tym guście. Potrzebuje więcej samotności,
swojej przestrzeni (pamiętajcie o tym, szykując kąt dla pociechy). W tym wieku dziecko jest
bardziej skryte, spokojne. Z jednej strony nie ogłasza już krzykiem sprzeciwu wobec naszych
planów, ale za to ociąga się z ich wykonywaniem, zapomina o nich. Świat jawi mu się w czarnych
barwach, uff. Jest mu trudno, wiele od siebie wymaga, jednocześnie nie zawsze ma możliwości i
umiejętności, by wykonać zadania, choć je rozumie. I tu wkraczamy my – dorośli, rodzice.

Jak reagować na narzekania i żale?

Przede wszystkim wysłuchać. Po drugie powstrzymać się przed
komentowaniem i dawaniem rad. Zapytać, jakie dziecko widzi rozwiązania, dać mu szansę na
wypracowanie rozwiązań. Z czasem jasnych dni w życiu siedmiolatka będzie coraz więcej.
Wiek ten niesie też typowe dla siebie lęki, niektóre mogą być wzmacniane przez wiadomości
dochodzące z naszych odbiorników. I tak siedmiolatkowie boją się ciemności, czują lęk przed
wojną, szpiegami, przestępcami. Do głosu dochodzi obawa przed spóźnieniem do szkoły i brakiem
akceptacji wśród kolegów. Trochę tego jest jak na tak małego człowieka.

Rolą rodzica jest wysłuchać, wspierać i nie wystawiać na dodatkowe, sztucznie tworzone stresy. Na koniec zacytuję Miłosza Brzezińskiego: „Dziecko w domu potrzebuje rodzica, a nie trenera”, bądźmy przy nich i dla nich – spokojni, ufni, wspierający.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o rozwoju dziecka w poszczególnych latach, śmiało
sięgajcie po książki i poradniki, pamiętając, że nic tak nie działa jak sposoby, w które my wierzymy,
w połączeniu z wiedzą i naszymi przekonaniami.

Karolina Krawczyk

Karolina Krawczyk

Coaching rodzicielski i kobiecy

Pomogę Ci odnaleźć się w Twoich życiowych rolach i czerpać z nich zasłużoną satysfakcję. Na Twoich warunkach.