Takie hasło ostatnio ukułam: „bez spinki, a z wynikiem”. Bardzo chcę, żeby moje dzieci właśnie tak szły przez większość swojego życia. Nie chcę, by żyły w myśl, że „bez pracy nie ma kołaczy”, bo uznawanie pracy za ciężki obowiązek oraz konieczność urobienia się po pachy jako warunek niezbędny, by cokolwiek osiągnąć, jest przerażające. Tym bardziej hasło, że „takim się urodziłem i taki jestem” z mojej perspektywy nie wchodzi w grę, bo o ile dobrze kojarzę, to moje dzieci urodziły się bez zębów i choćby umiejętności trzymania czegoś w dłoni, o chodzeniu i mówieniu nie wspominając. Co w takim razie jest pomiędzy?
Pomiędzy jest moje „bez spinki, a z wynikiem” albo po prostu proaktywnie.
Co kryje się za tym słowem, czym jest proaktywność?
Według definicji: proaktywność to postawa polegająca na przewidywaniu, działaniu z wyprzedzeniem i wywoływaniu zmian w środowisku, co ma na celu zminimalizowanie skutków nieprzewidzianych trudności (źródło: Wikipedia).
Ciut skomplikowanie i tak trochę nierealnie w odniesieniu do nas, a do dzieci tym bardziej, prawda?
To spróbujmy raz jeszcze.
To typ postawy, w której to my kierujemy swoim życiem, stawiając sobie cele, realizując plany. W tym wszystkim skupiamy się na działaniach mających przybliżyć nas do realizacji tych celów, więc minimalizujących możliwe wpadki, mniejsze czy większe katastrofy.
Jeżeli już do katastrofy dojdzie, a wiemy, że czasem dochodzi, to ta postawa pozwala nam stanąć wobec niej w pozycji, która umożliwia jej przezwyciężenie i buduje na tym nasze doświadczenie i pewność siebie.
Proaktywność w swojej prostocie:
Wiem, że moje dziecko, jak jest zmęczone czy głodne, wścieka się i odstawia takie numery, że publika w sklepie na bank wezwie policję do wyrodnej matki, więc karmię dziecię przed wyjściem lub w drodze do sklepu. Za prosto? Wiem, że nigdy nie ma czasu na zrobienie lekcji, a nie chcę, by wisiały wiecznie nad nami, przysparzając stresu. Ustawiam tak grafik, by po zrobieniu lekcji czekała nagroda: gra na kompie, spotkanie z przyjaciółmi, bajka, zabawa – zależnie od wieku ucznia. Jest nieźle, ale może być lepiej – mogę dać dziecku takie zadanie: wybierz najlepszą dla siebie porę na lekcje, tak by były zrobione w najlepszym czasie i z najlepszym skutkiem, i zadanie to sprawdzam, pomagam wypracować efekt końcowy. Pokazuję sens i skuteczność. Byle za mocno się nie angażować, bo cała sprawczość ma być po stronie dziecka. I proszę, uczę je proaktywności, poczucia, że tak zorganizuje siebie, że matka nie będzie gderać, lekcje będą ogarnięte i zrobi to na własnych warunkach. Przykłady można mnożyć, ponieważ proaktywność szczególnie sprawdza się w budowaniu relacji, wspieraniu asertywności oraz przy realizacji rożnych celów, czyli… wszędzie.
A co nam to robi, nam – rodzicom?
Daje poczucie, że dobrze wyposażyliśmy nasze dziecko. Odpowiada na nasze obawy: „Jak sobie poradzi w życiu?”. Poradzi sobie śpiewająco.
Wyobraź sobie, z jakim uczuciem będziesz patrzyła na pewne siebie dziecko, które może i potrafi rozprawiać się z kolejnymi wyzwaniami na jego drodze i robi to, przewidując, planując, myśląc o rożnych możliwościach.
Ja trochę sobie wyobrażam, ale też dużo takich sytuacji już widzę na żywo. I wzruszam się, pękając z dumy jednocześnie. Dumna jestem i z siebie, i z nich 🙂
Jakie macie pomysły na budowanie proaktywności u dzieci?
Ja mam dwa. Pierwszy to po prostu nie przeszkadzać im w używaniu istniejącego w nich potencjału – dzieci mają mnóstwo zasobów, które zupełnie niechcący potrafimy zablokować, czy to wyręczając je, czy zniechęcając. Dostrzegajmy więc pozytywne zachowania i chwalmy je, doceniajmy, odwołujmy się do nich, gdy dziecko czuje się mało wartościowe.
Drugi to… przez przykład. Tysiące słów nie zastąpią czynów, nasze dzieci uczą się od nas poprzez naśladowanie, a nie z mniej czy bardziej natrętnego nauczania czy pouczania. Czy jesteś proaktywna? Czy dbasz o siebie i realizujesz swoje plany, marzenia? Czy umiesz je wypowiedzieć i uszczegółowić? Jak na co dzień je wypełniasz, tak konkretnie, bez ogólnych haseł? Jeżeli chcesz, przez kolejny tydzień postępuj proaktywnie, ciut bardziej niż zwykle. Pomyśl, czego chcesz, co Cię czeka i co już teraz możesz zrobić, by ułatwić sobie to zadanie. A co zrobisz później?
Pozdrawiam,
Karolina
Karolina Krawczyk
Coaching rodzicielski i kobiecy
Pomogę Ci odnaleźć się w Twoich życiowych rolach i czerpać z nich zasłużoną satysfakcję. Na Twoich warunkach.
Super teks w samo sedno!
Mam nadzieję, że przeczyta go wielu rodziców i chwilę zastanowi się nad swoim postępowaniem wychowawczym – czy pozwala swoim dzieciom na uczenie się na błędach i na ponoszenie konsekwencji działań? Czy może wyręcza swoje pociechy, no bo przecież same sobie nie poradzą?
Na szczęście ja już wyrosłam z bycia nadopiekuńczą mamą i wiele lat temu pozwoliłam, aby moje dziecko samo podejmowało decyzje i ponosiło ich konsekwencje. Oczywiście zawsze służyłam radą i wsparciem, ale nic na siłę. Mój syn jest już samodzielny, a ja z duma patrzę, jak radzi sobie z dorosłym życiem!
Bardzo się cieszę, że w porę pozwoliłam mu na proaktywność!!!
Super podsumowanie większości Nas mam…Faktycznie,czasem za bardzo chcemy wyręczyć nasze dzieci ale myślę że my rodzice tak jak i dzieci w którymś momencie musimy dorosną do pewnych wniosków i zmian.Wszyscy chcemy jak najlepiej dla dzieci ale…nie przeżyjemy go za nich😊🙄A co do wartości, to niestety czasem kolega bądź koleżanka nieświadomie,słowami,czynami może zburzyć.